sobota, 13 lipca 2013

Come back.

Wróciłam. Z bardziej brązowymi nogami, twardszym brzuchem, zgubionym 1,5 kg, cała pogryziona przez komary. Z dawką wspomnień i ze wspaniałymi znajomościami, które chciałabym, aby trwały wiecznie.
Jestem w domu. Jak dziwnie mieć cztery kreski zasięgu w telefonie, widzieć wyremontowaną łazienkę, dostać pyszne naleśniki na śniadanie i wymarzone spaghetti na obiad. Dziwnie słyszeć o 22 telewizor sąsiada, być budzonym przez ekspres do kawy i ujadanie psa za oknem.
 Wracam też z trochę lżejszą głową. Dzisiejszy dzień był naprawdę cudowny. Spacerowałam po mieście w zupełnie innym stylu. Kok, trochę namieszania, luźny styl i branzoletki.Czułam, jakbym była w Londynie. Mój duży Londyn pośród ulic małego miasta. Te małe chwile szczęścia dzisiaj były takie dziwne, nietypowe. Wspaniałe i jakby nieuchwytne. Jakbym zachłysnęła się dzisiaj tym szczęściem, nie chcę myśleć, co będzie jutro.

Uświadomiłam sobie w końcu, że w wakacje trzeba odpocząć, odciążyć trochę głowę. Te pierwsze 2 tygodnie doskonale spełniły swoje zadanie, czuję się lżejsza i radośniejsza, o wiele. Teraz wiem, co z robię z tymi wakacjami, mam wiele planów, nie przejmuję się tym, co nie pozytywne. Postaram się, aby te wakacje był lepsze niż rok temu. Nie będę się nudzić, mam tyle do zrobienia. Trochę poszerzyły mi się poglądy, ale poważne rozmyślanie zostawiam sobie na wrzesień. Teraz trzeba korzystać i odpoczywać. Spełniać te wszystkie plany i wyciskać najlepsze chwile, aby trwały dłużej. Mam nadzieję, że tak będzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz