niedziela, 31 lipca 2016

Sierpień ma najpiękniejsze zachody słońca




 
Wróciłam już z czwartego piętra, ale dalej nie zeszłam na ziemię. Trochę się zapomniałam, a trochę zaczynam utwierdzać. Jest dobrze, bywa pięknie. Uczę się walczyć i nie odpuszczać, chociaż to zawsze to drugie wydaje się tym, czego potrzebuję. To cienką nitką refleksji prowadzi do fotografii… Ile mnie tu nie było? Chyba nie chcę wiedzieć. Ostatnie zdjęcia jeszcze z ulicy na R. kurzą się nigdy nie oglądane w folderze. I te wszystkie wspaniałe cienie, rzeczy nad którymi naprawdę się natrudziłam. 

Niektórych może dziwić, że spędzam wakacje bez aparatu. Kolejny rok z rzędu w sumie. Mnie jakoś nigdy niespecjalnie dziwiło, zwyczajnie machałam na to ręką. Nie potrafię się przycisnąć, bo to przecież wakacje, w wakacje nic nie trzeba.
Dzisiaj zaczynam batalię z samą sobą. Nie wiem jaki będzie jej wynik. Tak to jest, kiedy twój mózg i dusza mają zupełnie inne poglądy na wiele spraw (wszystko). Nie wiem kiedy minął miesiąc, ale sierpień brzmi dobrze. Kojarzy się z ciepłem, zapachem pięknych kwiatów i bajecznymi zachodami słońca. A nic tak nie inspiruje jak wieczorne wariacje nieba.